Przejdź do głównej zawartości

e-Pułapka


– Jezus Maria!

– Co się stało babciu?

Nadzieja przybiegła do pokoju. Babcia klikała raz po raz wpatrując się w ekran laptopa.

– Nie ma! Nie ma tego. Zniknęło. To koniec. Jestem… w dupie. Jestem w dupie, drogie dziecko.

– Czego nie ma?

Babcia położyła pulchną dłoń pod szyją. Zrobiła głęboki wdech. Dolna warga podrygiwała jej konwulsyjnie. Nadzieja od razu pomyślała, że babcia ma uderzenie gorąca.

– Mojego pisma.

Łzy popłynęły po policzkach.

– Spokojnie babciu. Na pewno wszystko jest w porządku.

– Nie. Nie ma…

Złapała babcię za drugą dłoń i pogłaskała.

– Spokojnie. Zadzwonię po Marka, przyjedzie po pracy, znajdzie to i wszystko się wyjaśni. Nie wolno się tak denerwować. Nie powinna babcia sama sprawdzać takich rzeczy. Przyniosę coś na uspokojenie.

– Nie, dziecko. Wiem dobrze co się stało. Ja…

Babcia zamknęła oczy i osunęła się bezwładnie na oparcie. Obrotowy fotel odjechał kawałek od biurka. Nadzieja wciąż trzymała miękką dłoń babci. Ścisnęła ją mocniej.

– Babciu! Co babcia…

Potrząsnęła ją za ramię.

– Babciu, odezwij się. Proszę. Nie rusza się… O Boże!

Sięgnęła do kieszeni po telefon. Zadzwoniła na 112.

– Operator numer 34. W czym mogę pomóc?

– Proszę szybko przyjechać na Rondo Elronda 13 mieszkania 9. Seniorka straciła przytomność. Dzwonię z Warszawy. Warszawa – Mokotów.

– Proszę powiedzieć co się stało.

– Przecież mówię. Babcia straciła przytomność. Siedziała przed komputerem, zdenerwowała się, zasłabła i nie rusza się. Leży bezwładnie w fotelu. Proszę szybko wezwać karetkę.

– Czy babcia oddycha?

– Tak, oddycha.

– Czy porusza się? Mówi coś?

– Nie, nic. Jest nieprzytomna. Nieruchomo leży w fotelu. Czuję tylko, że oddycha.

– Ile babcia ma lat?

– Yyy… 80… Urodziła się w 1943.

– Czy takie omdlenia zdarzały się już wcześniej?

– Nie, nie.

– Czy babcia przyjmuje jakieś leki?

– Tak. Tak, na pewno.

– A jakie to są leki?

– Oj, nie wiem. Ma ich bardzo dużo. Całą szafkę.

– A na co leczy się babcia?

– O Boże, nie wiem… Na nadciśnienie! Na pewno na nadciśnienie.

– Adres to Warszawa, Rondo Elronda 13 mieszkania 9, zgadza się?

– Tak.

– Które to jest piętro?

– Drugie.

– Dobrze. Karetka zaraz przyjedzie.

– Dziękuję.


* * *


– Możesz mi wyjaśnić, co się właściwie stało?

– Byłam w kuchni, a babcia nagle krzyknęła, więc przybiegłam. Mówiła, że czegoś nie ma. Była bardzo zdenerwowana.

– Czego nie było?

– Nie wiem. Jakiegoś pisma. Pewnie pisała coś, wyłączyła przypadkiem i jej przepadło. Pomyślałam, że jak przyjedziesz do nas, to będziesz mógł to odzyskać, więc pocieszałam ją. Ale ona powiedziała, że wie co się stało i zemdlała.

– A co się według niej stało?

– Właśnie nie wiem, bo zemdlała. Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale zemdlała.

– Kurczę. Co się mogło stać?

– Mówiła też, że jest… w dupie.

– Co?

– No, że w dupie jest. Po prostu.

– Tak powiedziała? „W dupie”?

– Tak.

– Dosłownie takich słów użyła? „W dupie”?

– No tak. Przecież mówię.

– Dziwne. Babcia zwykle nie wyraża się w ten sposób.

– Była serio zdenerwowana. Nie widziałam jej nigdy w takim stanie. Mówię ci.

Zapadła chwila ciszy.

– Mówisz, że coś jej przepadło? Straciła tekst, który pisała?

– Tak myślę. Mówiła „nie ma”, „to koniec”, „zniknęło”. Tak mówiła.

– A nie zwróciłaś uwagi, co przeglądała?

– Coś w Internecie. Trudno mi powiedzieć. Laptop jest cały czas włączony. Możesz sprawdzić. Nie ruszałam go.

– Jeśli to nie był Word, to nie wiem, czy to się uda odzyskać. Idę zobaczyć.

Marek poszedł do pokoju babci. Nadzieja została. Wiedziała, że nie lubi, gdy patrzy mu się przez ramię jak coś robi na komputerze.

– Jezus Maria!

„Babcia też tak zaczęła” – pomyślała Nadzieja.

– Jezus Maria! – powtórzył Marek.

– Babcia też tak zaczęła – powiedziała Nadzieja wchodząc do pokoju – Co się stało?

– Jezus Maria! – powtórzył Marek po raz trzeci.

– Co się stało? No powiedz.

– e-PUŁAP.

– Co? – zapytała zdezorientowana – Co e-PUŁAP?

– Babcia przeglądała e-PUŁAP. Już wszystko wiem. O kurczę! Nic dziwnego, że babcię szlag trafił.

– Ja nadal nie rozumiem.

– Dobra. Już tłumaczę. Zobacz. Kilka tygodni temu – dokładnie, trzy tygodnie temu – babcia dostała pismo z ZUS-u, że jej obniżyli grupę inwalidzką i że dostanie teraz mniejszą rentę. Mniejszą o około 600 złotych.

– O rety!

– Spokojnie. To jeszcze nie to. Siedziałem nad tym z babcią, posprawdzałem papiery i wyszło na to, że ZUS się pomylił. To prawda, że najpierw lekarz orzecznik obniżył babci grupę, ale potem, gdy babcia się odwołała, to wysłali babcię na badania. I potem, po tych badaniach, już zostawili tę grupę, którą miała.

– To dlaczego ZUS obniżył babci rentę?

– No właśnie. Dlaczego? Pewnie nie dostali albo przeoczyli to pismo z decyzją o przywróceniu tej grupy, którą miała poprzednio. Nie wiem. W każdym razie, my to pismo mamy. Babcia je załączyła do odwołania od decyzji ZUS-u. To był najlepszy argument na to, że ZUS nie ma racji.

– I co ZUS odpowiedział?

– Nic nie odpowiedział. I nic nie odpowie. Babcia nie wysłała odwołania. Było na to 7 dni i termin już minął dwa tygodnie temu.

– Dlaczego nie wysłała?

– Myślała, że wysłała, ale nie wysłała. Ja też myślałem, że je wysłała. A wszystko przez ten pieprzony e-PUŁAP.

– Jak to?

– Patrz. Patrz, jakie to jest dziadostwo – Marek klikał i pokazywał na ekranie laptopa, a Nadzieja śledziła kursor wzrokiem – Zobacz. Przez e-PUŁAP można złożyć pismo do urzędu na różne sposoby. Najłatwiej to zrobić poprzez „złożenie pisma ogólnego do urzędu”. I patrz. Tu wpisujesz nazwę urzędu, tu tytuł… no cały ten formularz wypełniasz i załączasz załączniki. A potem klikasz tu, żeby podpisać. Podpisujesz elektronicznie i pismo z automatu jest wysyłane do urzędu. Tak sam najczęściej robię i tak nauczyłem babcię.

– To co jest nie w porządku?

– Pismo można też złożyć inaczej niż przez „złożenie pisma ogólnego”. Można bezpośrednio odpowiedzieć na otrzymane pismo. Zobacz. Tu klikasz na „Odpowiedz”, tu coś wpisujesz, a tu dodajesz załączniki, nie? No. A potem tu klikasz „Podpisz”. I podpisujesz elektronicznie. Przekierowuje cię np. na stronę banku i podpisujesz. Rozumiesz?

– No tak. Widzę. OK.

– No. Ale widzisz… tu jest taka pułapka. Podpisujesz, i po podpisaniu co się dzieje?

– Wróciło do pisma. OK.

– I co byś teraz pomyślała? Uważasz, że trzeba tu coś jeszcze zrobić?

– Ale z czym?

– No z pismem. Uważasz, że się wysłało, czy nie?

– No nie wiem. A co? Nie wysłało się?

– No właśnie nie!

– Poczekaj. Daj mi się przyjrzeć.

Nadzieja uważnie przyjrzała się temu co było na ekranie monitora.

– Tu jest przycisk, żeby wysłać. Trzeba go nacisnąć.

– Niestety masz rację.

– Dlaczego niestety?

– Bo babcia tego nie zrobiła. Mnie też to się kiedyś zdarzyło i od tamtej pory bardzo na to uważam.

– Nie rozumiem dlaczego tego nie nacisnęliście.

– Widzisz, jak ktoś już składał pisma poprzez „złożenie pisma ogólnego”, to przyzwyczaił się, że podpis to jest ostatni ruch. Ostatni i koniec akcji. Po podpisaniu pisma, automat od razu je wysyła i nic już nie trzeba robić. Tak jest za każdym razem. Tak nauczyłem babcię… O nie! To moja wina…

– Spokojnie. Może coś da się zrobić?

– Nic się nie da zrobić. Zobacz. Pismo jest podpisane, ale jest niewysłane. Leży sobie w kopiach roboczych. Leżało tam sobie aż minął termin. I leży nadal. Wystarczyło wejść do kopii roboczych, wybrać to pismo i kliknąć „Wyślij”. Byle przed terminem. Babcia tego nie zrobiła. Skąd miała to wiedzieć?

– Hmm. Czyli babcia nie znalazła tego pisma w „wysłanych”, tylko zobaczyła w „roboczych”. I to ją tak zdenerwowało.

– Tak. Możliwe, że tak. A skoro termin minął, to decyzja ZUS-u jest w mocy i babcia jest co miesiąc o 600 złotych w plecy.

– O rety…

– I to przez głupi, kretyński e-PUŁAP.

– No, to może człowieka zmylić. Ale wiesz… Ci od e-PUŁAP-u mogą się wytłumaczyć, że przecież tu jest osobny przycisk i nie ich wina, że ktoś myślał, że po podpisaniu pismo jest już wysłane, bo tak się ktoś przyzwyczaił.

– Twórcy takich systemów powinni brać pod uwagę ograniczenia percepcji człowieka. Jeśli ktoś uważa inaczej, to nie powinien tworzyć systemów dla ludzi. Ja nie mogę! Nie myślałem, że babcia zechce wysłać pismo tym sposobem. Składała już wcześniej różne pisma i było dobrze.

– Może zapomniała tamtego sposobu i jak zobaczyła „Odpowiedz”, to pomyślała, że trzeba w to kliknąć i dalej iść tą drogą? – Nadzieja zamyśliła się. – Marek, co teraz zrobimy? Nie można przecież tego tak zostawić.

– No właśnie. Zanim pójdziemy do szpitala, musimy się naradzić. Nie możemy babci martwić. Trzeba jej powiedzieć, że wszystko jest w porządku. Wtedy prędzej dojdzie do siebie.

– No ale czy w ogóle można to odkręcić? Przecież prędzej czy później dostanie rentę i zobaczy, że ma mniej.

– Nie wiem. Będzie trzeba się dogadać z listonoszem i będę mu dorzucał te 600 złotych. Babcia się nie zorientuje, a przez ten czas zrobię wszystko co w mojej mocy. Pójdę do ZUS-u, poradzę się prawnika w firmie. Nie wiem no… Sprawa jest beznadziejna, ale zrobię co mogę. Do ministra cyfryzacji napiszę, że przez ten bubel moja babcia trafiła do szpitala. Napiszę i do tego e-PUŁAP-u. Pewnie dzban jeden z drugim odpisze, że wszystko jest zgodnie z dokumentacją techniczną, wymaganiami, standardami, ustawą, Konstytucją, Biblią i Bóg wie czym jeszcze. Może chociaż oświadczą, że ta kopia robocza powstała w terminie. Hmm. Chociaż w sumie nie muszą, bo data podpisu jest w porządku.

Wtem zadzwonił smartfon Nadziei.

– Ojej, to ze szpitala. Wezmę na głośnomówiący.

Włączyła i usłyszeli kobiecy głos.

– Niestety, muszę poinformować panią, że pani babcia, Nadzieja Klementyna Fiołkowska, zmarła na skutek ataku serca. Karta zgonu została już wystawiona i czeka na odbiór.

Marek i Nadzieja milczeli. Patrzyli się na siebie.

– Halo? Jest tam pani?

– Tak – odpowiedziała Nadzieja. – Rozumiem. Przyjadę. Trudno mi w to uwierzyć.

– Bardzo mi przykro. Zapraszam po odbiór karty. Do widzenia.

– Do widzenia.

Smartfon ucichł. Twarz Marka zrobiła się czerwona a oczy napełniły łzami. Oczy Nadziei także.

– Nie, to niemożliwe… – powiedział cicho. –  To niemożliwe – powiedział głośniej. – To nie może być prawda. Nie! – krzyknął.

Nadzieja ocierała łzy ręką. Marek mówił dalej.

– Zabili mi babcię… Zabili ją. Ja ich… – Nie wytrzymał. Ukrył twarz w dłoniach i zaczął płakać. – Kochałem ją! Moja babcia. Babcia Nadzia. – Nadzieja przytuliła Marka. Trwali tak pogrążeni w smutku przez pewien czas.

– Pojadę do szpitala, po tę kartę zgonu.

– Pojedź – odpowiedział Marek – a ja pomyślę jak się zemścić.

Nadzieja wytarła chusteczką oczy i policzki.

– Musimy się z tym pogodzić i pożegnać babcię. O tym pomyśl proszę.

– Dobrze – odpowiedział.


* * *


Jechała autobusem i myślała o babci. Już nigdy nie potrzyma jej za rękę, nie przytuli jej, nie spędzą razem świąt i nie obejrzą razem Kevina samego w domu.

To niemożliwe – myślała – a jednak, stało się. Dlaczego teraz? I dlaczego w taki sposób? Może gdyby poświęciła babci więcej uwagi, zainteresowała się tym, co tam sprawdzała w Internecie, to mogłaby wcześniej załagodzić sytuację. Może mogłaby zapobiec tragedii. Może więc, to jej wina? Nie. Przecież nic nie mogła zrobić. Nie mogła wiedzieć, że coś takiego grozi babci. To był nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Biła się z myślami. Czuła, że część winy jest po jej stronie. Co mogę teraz zrobić? – myślała – Pojechać po kartę zgonu i zadbać o godne pożegnanie babci. Ukryła twarz w chusteczce.


* * *


Miesiąc po pogrzebie, Marek i Nadzieja rozmawiali przez telefon.

– Słuchaj. Naprawdę, nie daruję tego. Muszę znaleźć winnego. Po prostu muszę, bo nie usiedzę. Nie może tak być, że takie rzeczy uchodzą bezkarnie. To jest nieodpowiedzialność. Niebotyczna nieodpowiedzialność. To jest jak… przejazd przez tory bez oznakowania. Jak próg, przy którym każdy się potyka i nikt z tym nic nie robi, dopóki ktoś nie rozbije sobie głowy i się nie zabije. Tak właśnie zginęła moja babcia. Moja kochana babcia! Nie daruję!

– Marek… Spokojnie. Myśl racjonalnie. Co właściwie chcesz zrobić?

– Znaleźć winnego.

– Po co?

– Po co? Jak to po co?

– No po co? Co ci to da?

– Zemstę. Sprawiedliwość. Nauczkę. To zapobiegnie podobnym wypadkom na przyszłość.

– Jaką zemstę? Jak zapobiegnie? Widzisz w tym sens?

– Tak! Widzę w tym bardzo dużo sensu. Jeśli nic nie zrobię, to będę całe życie czuł, że działam wbrew sobie.

– No ale co chcesz osiągnąć?

– Znaleźć winnego.

– No i znajdziesz i co? Co ci to da? Zabijesz go?

– Nie. Powiem mu prosto w twarz, że zabił mi babcię i że go nienawidzę.

– No i co potem?

– Nie wiem. Nie wiem, ale chcę to zrobić. Może dam mu jeszcze w pysk, jeśli nie wyrazi skruchy.

– Nie wyrazi. Dlaczego miałby wyrazić?

– Bo przez jego nieodpowiedzialność zginęła moja babcia.

– Zastanowiłeś się nad tym?

– Bardzo długo. Właściwie o niczym innym nie myślę, gdy mam wolną głowę od pracy.

– To pracuj. Odpuść. Proszę, odpuść.

– Nie. To nie przejdzie. To wbrew mnie. Tak nie można.

– Proszę.

– Próbowałem. Nie chcę. Chcę zemsty.

Zapadła chwila ciszy.

– Halo? Jesteś tam?

– Jak chcesz znaleźć winnego?

– Myślałem nad tym. Pracowałem kiedyś w DOI. Mam paru znajomych. Napisałem do niektórych. Z jednym jestem umówiony. Może czegoś się dowiem.

– I uważasz, że powie ci kto zaprojektował system w ten sposób?

– Po nitce do kłębka. Od czegoś trzeba zacząć. Jak sam nie dam rady, to nie wiem… wynajmę detektywa. Muszę to zrobić.

– Marek… A nie myślałeś o tym, że to był nieszczęśliwy zbieg okoliczności?

– Nie, absolutnie. To ewidentny błąd w projekcie systemu. Mówiłem ci, to jak przejazd kolejowy bez rogatek i świateł. Zrobili coś takiego i nic ich nie obchodzi co ludzie o tym myślą. Jak do nich napisałem to odpisali, że dziękują i wezmą moje sugestie pod uwagę. I nic nie zrobili! Nadal jest, jak było. W dupie mają ludzi. W dupie mają ich życie. I jak tu nie mścić się na tak bezdusznych potworach? Zasługują na zemstę.


* * *


– Ha! Kolega jest blisko z jedną babką z HR-ów. Dzięki niej, dowie się wkrótce kto i kiedy pracował przy tym systemie. Inny kolega ma przejrzeć stare maile i odszukać kiedy powstał ten kluczowy moduł. Moduł śmierci – tak go nazywam.

– Marek, martwię się o ciebie.

– Spokojnie. Jak na razie, wszystko idzie pomyślnie. Wkrótce dowiem się kim jest projektant, potem ustalę gdzie teraz pracuje i dopadnę go.


* * *


– Jutro będę wszystko wiedział. Przyjedź koniecznie. Razem obgadamy co dalej robić.


* * *


Nadzieja przyjechała do Marka. Drzwi do mieszkania były zamknięte. Dzwoniła i pukała, ale nikt nie reagował. Wybrała numer na smartfonie. Usłyszała sygnał dochodzący z mieszkania. Co się stało? Dlaczego Marek nie reagował? Nie rozumiała co się dzieje. Napisała mu SMS-a. Czekała. Próbowała ponownie skontaktować się z Markiem, ale bezskutecznie. Pomyślała, że zadzwoni do rodziców. Odrzuciła jednak tę myśl. Tylko by się zmartwili. Minęła godzina. Co robić? Iść na policję? Może jeszcze poczekać? Nie, to nie jest normalne, że Marek nie reaguje. Nadzieja postanowiła zawiadomić policję.


* * *

– Dziękuję, że zgodziła się pani ze mną spotkać. Jestem Wincenty Szkopuł, prywatny detektyw. Wynajęli mnie pani rodzice.

– Wiem. Nadzieja Fiołkowska – przedstawiła się.

– Musi być pani bardzo ciężko. W niezbyt odległym czasie, straciła pani dwie bliskie osoby. Babcię i brata. Proszę przyjąć najgłębsze wyrazy współczucia.

– Nie rozumiem, dlaczego on to zrobił. Nic tego nie zapowiadało.

– To jest właśnie powód dla którego pani rodzice mnie wynajęli. Chcą wyjaśnienia samobójstwa Marka Fiołkowskiego i czy rzeczywiście to było na pewno samobójstwo. Według moich dotychczasowych ustaleń, niestety tak. Potrzebuję jednak dowiedzieć się od pani, jak wyglądały ostatnio pani relacje z bratem.

– Co chce pan wiedzieć?

– Kiedy ostatnio widziała się pani z Markiem?

– Na pogrzebie babci.

– I potem już ani razu się nie spotkaliście?

– Osobiście nie. Ale rozmawialiśmy wielokrotnie przez telefon.

– O czym, jeśli wolno spytać?

– Głównie o jego obsesji. Od śmierci babci rozmyślał tylko jak znaleźć winnego. Bardzo kochał babcię i nie mógł się z tym pogodzić, że ona już nie żyje. Prowadził coś w rodzaju własnego śledztwa. Przepytywał znajomych i dążył do tego, żeby znaleźć człowieka, który – jego zdaniem – był odpowiedzialny za śmierć babci.

– Przepytywał znajomych?

– Tak.

– A dlaczego mieli by coś o tym wiedzieć?

– Marek był programistą. Pracował kiedyś w DOI, czyli w firmie, która zrobiła e-PUŁAP. Pamiętam, że nie lubił tej pracy, męczył się tam i szukał innej. Miał tam paru znajomych. To z nimi odnowił kontakt po śmierci babci. Liczył, że pomogą mu dowiedzieć się kto zaprojektował moduł śmierci.

Moduł śmierci?

– Tak. Tak Marek nazwał tę część systemu, przez którą babcia dostała ataku serca.

– Rozumiem. A czy pamięta pani kiedy dokładnie Marek pracował w DOI.

– Dokładnie to nie. Myślę, że to było jakieś 10 lat temu.

– Czy zna pani nazwiska osób, z którymi się kontaktował?

– Niestety nie.

– Rozumiem.

– Natomiast…

– Tak?

– Jak zadzwonił ostatnim razem, to powiedział, że już wszystko będzie wiedział. I mówił żebym przyjechała, to pogadamy o tym, co dalej z tym zrobić. Zrozumiałam, że ustalił kto jest projektantem modułu śmierci albo był przekonany, że zaraz to ustali.

– Dziękuję. To ważne.

– Dlaczego uważa pan, że Marek popełnił samobójstwo?

– Dowody zebrane przez policję są jednoznaczne. Nie ma żadnych śladów ingerencji innych osób. Musiał zrobić to sam. Nie ma jedynie pełnej jasności co do jego motywów. Aczkolwiek, po tym co mi pani powiedziała, klaruje mi się pewien pogląd na tę sprawę. Zna pani treść niewysłanego SMS-a do pani, z komórki Marka?

– Nie.

– Brzmi Zasłużyłem na śmierć z wykrzyknikiem.

– Och!

– Napisał ją dwa dni przed ostatnim telefonem do pani. To przesłanka za tym, że co najmniej od tych dwóch dni myślał o tej swojej tragicznej decyzji.

– Jestem… Jestem zaskoczona.

– Nie domyśla się pani dlaczego to zrobił?

– Nie. Absolutnie nie.

– Mówiła pani, że Marek nie lubił pracy w DOI.

– Tak.

– Może pani powiedzieć coś więcej na ten temat?

– To było dawno. Marek był niedługo po studiach. Jednak praca mu się nie podobała. Nudził się. Mówił, że zadań jest za mało i są za proste. Szukał innej pracy, ale miał wtedy małe doświadczenie i nie było mu łatwo. W końcu jednak zatrudnili go w jakimś banku i pracował tam kilka lat. Potem założył własną działalność i realizował projekty.

– Rozumiem. Dziękuję. Bardzo mi pani pomogła.

– To wszystko?

– Na razie tak.

– A pan uważa, że dlaczego się zabił?

– Potrzebuję zweryfikować jeszcze parę informacji. Na razie mam tylko hipotezy, które mogą okazać się nietrafne.

– Proszę mi powiedzieć.

– Proszę mi zaufać. Wkrótce wrócę do pani i wyjaśnię, co ustaliłem.


* * *


– Pani rodzice już wiedzą. Teraz przyjechałem z tym do pani.

– Proszę mówić.

– Ustaliłem, co ustalił Marek, a nawet więcej. Wiem też z kim rozmawiał i o czym. Niektóre osoby zgodziły się ze mną spotkać. Nie chcę rozwodzić się nad szczegółami. Najważniejszy wniosek z tych wszystkich ustaleń jest następujący: Marek obwiniał się za śmierć babci. Podczas swojego prywatnego śledztwa nabrał przekonania, że to on zaprogramował moduł śmierci.

– O rety!

– Tak. Świadczą o tym rozmowy z jego znajomymi, a także maile, które udało się wydobyć z DOI, które pisał Marek.

– Jak mógł nie pamiętać, że to on pracował nad e-PUŁAP-em?

– Mógł nie mieć takiej świadomości. Był młody, wykonywał zadania, programował to, co mu kazali. Mówiła pani, że nie lubił tej pracy i szukał innej. Mógł nie przywiązywać się do tego, co robił w DOI i łatwo o tym zapomnieć. Jednak drążąc temat, wszystko sobie przypomniał. A właściwie: tak myślał, że sobie przypomniał.

– Jak to? Nie rozumiem.

– Historia jest niestety jeszcze bardziej tragiczna niż to wyglądało na początku. Marek mylił się. Nie pracował nad modułem w e-PUŁAP-ie, ale nad bardzo podobnym modułem w innym systemie.

– To pracował nad e-PUŁAP-em, czy nie? Nic nie rozumiem.

– Pracował. Gdy był zatrudniony w DOI, to wykonywał pewne prace w ramach e-PUŁAP-u, ale nie pracował akurat nad modułem śmierci. Pracował nad podobnym modułem w innym systemie. Rozumie pani? Pracując w DOI pracował nad e-PUŁAP-em, ale nie tylko. Pracował też nad innymi rzeczami.

– To dlaczego się pomylił?

– Jego znajomy znalazł starego maila, z którego można było sądzić, że to Marek programował moduł śmierci. Czas zapewne zatarł szczegóły z jego pamięci. To normalne. Marek równie dobrze mógł nad tym modułem pracować. Mógł być w rozterce, a mógł dojść do przekonania, że jednak on to programował. Pamiętał zapewne, że pracy w DOI nie traktował poważnie i to dodatkowo obciążało jego sumienie. Poza tym, dowiedziałem się od jego współpracowników, że był bardzo wymagający i surowy jeśli chodzi o realizowane projekty.

– Tak. To prawda. Taki był.

– I miał bardzo wyraziste poglądy. Drażniło go to, że projekty administracji państwowej są oderwane od perspektywy użytkowników. Dlatego nie akceptował pracy na pół gwizdka i zależało mu, żeby realizatorzy wchodzili w buty osób, które będą z danego systemu korzystały. To miało ograniczyć niedogodności.

– Tak. Znam te poglądy.

– Otóż to. Marek odkrył w dawnym sobie, w tym Marku, którym był, gdy pracował w DOI, te wszystkie wady, których nie znosił. I zobaczył w tym przyczynę śmierci babci. Poczuł ogromną winę. I postanowił…

– Tak. To brzmi sensownie. – Po policzku Nadziei spłynęła łza.

– A ustalił pan kto zaprojektował moduł śmierci?

– Tak.

– Ujawni pan?

– Żeby znaleźć winnego śmierci babci? Różnie można na to patrzeć.

– Co ma pan na myśli?

– Pani babcia zmarła na atak serca, bo przyzwyczaiła się do korzystania z jednego modułu, a nagle wyjątkowo skorzystała z innego, podobnego. Jednak okazało się, że w pewnym istotnym szczególe ten moduł działa inaczej niż sądziła. Pani brat nazwał ten moduł modułem śmierci. Czy winnym śmierci babci jest twórca modułu śmierci, czy tego modułu, z którego babcia zazwyczaj korzystała? A może obaj są winni?

– Nie wiem. Nie chcę nikogo obwiniać. Ale Markowi zależało na ustaleniu twórcy modułu śmierci. Dlatego pytam.

– Znam nazwiska osób, które przy tym pracowały. Mam jednak obiekcje etyczne przed ujawnieniem ich. Obydwa moduły robiły różne zespoły. Oni wykonywali polecenia służbowe. Ktoś im zlecił tę robotę. Jego nazwisko jest powszechnie znane.

– Kto to jest?

– Minister cyfryzacji.


* * *


Szanowna Pani,

Dziękuję za Pani wniosek racjonalizatorski. Zaproponowane usprawnienia poddam niezbędnym analizom i pracom studyjnym.

Bardzo dziękuję także za podzielenie się Pani tragiczną i przejmującą historią. Zapewniam, że dokładamy wszelkich starań, aby rozwiązania dostarczane przez administrację publiczną odpowiadały jak najwyższym standardom i potrzebom ogółu obywateli. Wdrożenie modułu formułowania odpowiedzi na pismo w systemie e-PUŁAP odpowiadało tym standardom oraz zostało uzgodnione w ramach konsultacji społecznych. Toteż niesłusznie jest nazywać to rozwiązanie krzywdzącym określeniem moduł śmierci. Związek przyczynowo skutkowy między wdrożoną funkcjonalnością, a zgonem pani Nadziei Klementyny Fiołkowskiej, jest nieuzasadniony. Jak sama Pani napisała, bezpośrednią przyczyną zgonu był atak serca. Wyrażam w tym miejscu swoje najgłębsze ubolewanie.

Jednocześnie przypominam, że wkrótce system e-PUŁAP przestanie być aktywny. Zapraszam panią do korzystania z nowego rozwiązania. Jest nim system mPetent.

Minister Cyfryzacji


* * *


– I co ja mam teraz zrobić?

– Nic. A co chcesz zrobić?

– No czuję, że coś powinnam, ale nie wiem co.

– Chcesz szukać winnych, jak Marek?

– Nie. Chcę… To może zabrzmi zbyt górnolotnie, ale chcę… naprawdę chcę, żeby wśród ludzi było więcej miłości i zrozumienia.

– To piękne.

– Żeby ktoś, kto ma problem, nie czuł, że jest sam. Żeby wiedział, że jego społeczność go wesprze. Żeby miał pewność tego.

– To naprawdę piękne.

– No tak. Ale chcę coś zrobić w tym kierunku. Nie wiem jednak co.

– Wiesz, co? Może zacznij działać społecznie?

– Ale jak?

– Załóż stowarzyszenie.

– Stowarzyszenie?

– Tak. Mam nawet nazwę. Stowarzyszenie Ofiar Cyfryzacji Administracji Państwowej i ich bliskich.

– To mam lepszą. Społeczny Ruch Obywateli Gorliwie Indagujących Cyfrową Administrację Państwową. W skrócie: SROGI CAP.

– Dobrze, że masz wciąż poczucie humoru, Nadziejo.





Ilustracja z czasopisma "Łowiectwo Polskie", 1923, nr 12, s. 153,
z biblioteki cyfrowej Polona2.pl (LINK)

Komentarze