Przejdź do głównej zawartości

Kradzież w BUW-ie (1)



O kradzieży w BUW-ie po raz pierwszy...

[Wpis pierwotnie opublikowany na Facebooku 8 listopada 2023 r.] Michał Gajzler - Jestem zaniepokojony sprawą kradzieży w BUW-ie.... | Facebook

Jestem zaniepokojony sprawą kradzieży w BUW-ie. Mam obawy, że ona, oraz dyskusja o niej, pokazały istotne wady współczesnego bibliotekarstwa w Polsce. Chcę przedstawić tu swoją perspektywę: użytkownika bibliotek. Punktem odniesienia są dla mnie wystąpienia rektora UW oraz dr. Tomasza Makowskiego, dyrektora Biblioteki Narodowej (centralnej biblioteki naszego państwa). W argumentacjach obu panów dostrzegam istotne słabości i właśnie przez pryzmat tych słabości opowiem o tym, co mnie martwi.

Samą decyzję o zwolnieniu dyscyplinarnym dyrekcji BUW-u oceniam jako pochopną, niezasadną i szkodliwą. Na profilu na Facebooku pana rektora UW nie mam możliwości zamieścić komentarza. A na profilu pani byłej dyrektor BUW-u mam. (Punkt dla pani dyrektor).

1. Przeglądanie wypożyczonych zbiorów przy zwrocie

Wiele osób komentujących sprawę zarzuca, że niedostatecznie sprawdzono zbiory przy zwrocie w czytelni. Jestem w stanie zrozumieć dlaczego zaniechano takiej weryfikacji i wyjaśnię to.

Proszę sobie wyobrazić, że wypożyczyli Państwo książkę, przeczytali w czytelni interesujący rozdział, a następnie zwrócili ją Państwo bibliotekarzowi. Bibliotekarz zaczyna skrupulatnie przeglądać ją kartka po kartce. I nagle znajduje wyciętą nożyczkami kwadratową dziurę i pokazuje ją Państwu. I co Państwo odpowiedzą? "To tak było"? Sprawca też mógłby tak odpowiedzieć. I jak teraz bibliotekarz miałby udowodnić kto jest sprawcą: czy Państwo, czy ktoś z poprzednich wypożyczających, czy może egzemplarz miał wadę już gdy oddano go do biblioteki? Takie nieprzyjemne i konfliktowe sytuacje miałyby miejsce, gdyby weryfikacja miała się ograniczać do przeglądu obiektu przy oddaniu go. Więc może taka skrupulatna weryfikacja powinna nastąpić także przed wypożyczeniem? To znacznie wydłużyłoby proces wypożyczenia. Dodajmy do tego sytuacje, gdy czytelników jest wielu i niektórzy zamówili znacznie więcej niż jedną książkę. Zdolności percepcyjne człowieka są ograniczone i nie byłoby rozsądnie oczekiwać, że bibliotekarz wykaże się genialną pamięcią fotograficzną by zapamiętać, które ubytki już były w każdym wypożyczanym obiekcie, a których nie było. To sprawia, że w praktyce podobne weryfikacje nie mają większego sensu.

Toteż rozsądnymi rozwiązaniami wydają się: digitalizacja i monitoring. Jeśli nie można sobie na nie pozwolić, to pozostaje zdać się na zaufanie czytelnikowi, zwykłą czujność, intuicję i obserwację, aby w najlepszym razie przyłapać czytelnika "na gorącym uczynku" jak robi z książką coś niedobrego. To zawodne, ale co można zrobić lepszego? Nie udostępniać niczego, co nie zostało zdigitalizowane?

Dodam do tego jeszcze takie spostrzeżenie. Niektóre obiekty - szczególnie czasopisma - są udostępniane w teczkach wiązanych na sznurki. I to dotyczy zbiorów i z XIX wieku i nie tylko. Pamiętam, jak na początkach moich przygód badawczych bibliotekarze zwracali uwagę, aby czytelnik wiązał po sobie materiał przed oddaniem go. Taka praktyka na pewno miała miejsce w Bibliotece Narodowej. Obecnie, już od lat, odruchowo wiążę po sobie teczki i nie zastanawiam się nad tym. Czy bibliotekarze po to zwracaliby uwagę czytelnikom, żeby wiązali teczki, aby potem je rozwiązywać i weryfikować zbiory? Nasuwa się prosta odpowiedź: nie, takie weryfikacje nie mają miejsca.

Stan rzeczy, jaki przedstawiłem w tym punkcie, sprawia, że mam naprawdę bardzo silne przekonanie co do tego, że gdyby celem złodziei były obiekty w innej bibliotece, to kradzież mogłaby być równie skuteczna. A kto wie, czy nie wydarzyła się? Jednak który dyrektor biblioteki teraz przyznałby się do tego, skoro panią dyrektor BUW-u zwolniono dyscyplinarnie?

Pan dr. Tomasz Makowski, dyrektor Biblioteki Narodowej, udzielił wywiadu dla Gazety Wyborczej (z 4 listopada 2023 r.). Dziennikarz, pan Tomasz Urzykowski, zadał następujące pytania: "Czy w Bibliotece Narodowej zdarzały się lub zdarzają kradzieże książek? Jeśli tak, jaka jest ich skala?". Pan dyrektor Makowski uniknął jednoznacznej odpowiedzi. Zaczął mówić o kradzieżach w latach 90-tych. Po wymianie paru zdań, dziennikarz znowu zapytał: "Wrócę do pytania, czy kradzieże książek, nawet tych mniej cennych, zdarzają się od czasu do czasu w Bibliotece Narodowej?". I znowu pan dyrektor uniknął jednoznacznej odpowiedzi. Taka postawa dyrektora Biblioteki Narodowej utwierdza mnie w przekonaniu, że kradzieże bądź zaginięcia zbiorów w bibliotekach zdarzają się, nie są nagłaśniane, być może nawet nie są zgłaszane na policję, a złodzieje nie są łapani na gorącym uczynku. Wcale nie uspokajają mnie jego słowa na koniec wywiadu: "skarbce polskich bibliotek są bezpieczne, dlatego w ostatnich latach nie było w nich kradzieży". Obawiam się, że kradzieże były, ale nie były nagłaśniane. Podsumowując: opinia publiczna nie wie jaka jest skala strat zbiorów w Bibliotece Narodowej w ostatnich latach.

Pan dyrektor Tomasz Makowski powiedział także: "W przypadku książek cennych, które nie są jeszcze zdigitalizowane, a ktoś chce z nich skorzystać, prosimy o zaczekanie jeden dzień, poddajemy egzemplarz skanowaniu i nazajutrz udostępniamy czytelnikowi wersję cyfrową.". Od 2013 roku jestem zapisany do Biblioteki Narodowej, korzystałem i ze zbiorów specjalnych i ze zwykłych, i nie pamiętam ani jednej takiej sytuacji, aby po złożeniu zamówienia poproszono mnie o oczekiwanie na digitalizację. A wręcz przeciwnie: decydowałem się na korzystanie ze zbiorów specjalnych w czytelni właśnie dlatego, że przewidywany termin digitalizacji był dla mnie zbyt odległy.

2. Jakie jest stanowisko policji w sprawie kradzieży w BUW-ie?

Pan rektor zaczął swoje wystąpienie od tego, że oświadczenie pani dyrektor nie przedstawiało wszystkich istotnych faktów. Komunikat pana rektora też ich nie zawiera. Nie zawiera przede wszystkim treści wystąpienia policji do BUW-u. Opinia publiczna wciąż nie zna także listy zaginionych obiektów. To są dwa najpoważniejsze braki, które nie pozwalają uczciwie ocenić tego, co się stało.

Omawiając treść wystąpienia policji do BUW-u, pan rektor w swoich wyjaśnieniach oparł się wyłącznie na notatce sporządzonej przez panią dyrektor. Znamy więc relację po dwakroć przetworzoną, raz przez panią dyrektor i drugi raz, przez pana rektora. Natomiast to treść wystąpienia policji jest tu kluczowa, aby właściwie ocenić sytuację. W zbyt dużej mierze pozostajemy tu w sferze domysłów i przypuszczeń. Nie wiemy nawet czy osoba, o którą pytała policja, była podejrzana, czy nie. Jedynie z kontekstu wystąpienia pana rektora możemy mniemać, że chodziło o podejrzanego. Nie wiemy, czy policja przed czymkolwiek ostrzegała, czy nie. A takich wątpliwości być nie powinno, aby właściwie ocenić sytuację. Nie wiemy także jak wiele i jak często BUW dostaje podobnych zapytań od policji, a to także ma wpływ na ocenę tego czy czujność zawiodła bardziej czy mniej.

Z wyjaśnień pana rektora, dowiadujemy się, że policja wystąpiła do BUW-u jedynie z pytaniem o dane wskazanej osoby, a BUW udzielił policji informacji przede wszystkim o tym, że owa osoba zapisała się do BUW-u 8 listopada 2022 roku i była w bibliotece tego dnia dwukrotnie. Proszę się teraz zastanowić: policja wie o kradzieżach w Łotwie, policja dostaje informację, że osoba powiązana z tymi kradzieżami zapisała się do BUW-u. I co z tymi informacjami dalej robiła policja? Tego nie wiemy. Pan rektor zarzuca pani dyrektor, że nic nie robiła przez 10 miesięcy, pozwalała złodziejowi kraść książki i wystawiać je na aukcjach. A policja? Czy to nie policja powinna śledzić każdy krok złodzieja? Czy to nie policja powinna być tak dociekliwa, by zapytać co wypożyczał? Naprawdę nie rozumiem dlaczego to policja nie wykryła kradzieży w BUW-ie znacznie wcześniej. Wyjaśnienia pana rektora obciążają przede wszystkim policję, bo tropienie przestępców jest zadaniem policji, a nie bibliotekarzy. Dlatego jestem ciekawy jakie stanowisko w tej sprawie ma policja.

Załóżmy dobrą wolę i pełen profesjonalizm policji: jeśli policja nie znalazła podstaw, aby interweniować, śledzić i sprawdzać każdego kroku człowieka, o którego pytała, to dlaczego BUW miałby znaleźć podstawy do podobnych działań?

3. Rejestr historii wypożyczeń

Pan rektor napisał: "Z wyjaśnień p. Dyrektor wynika wniosek, że w grudniu 2022 r. nie dokonano nawet podstawowej czynności, jaką powinno być sprawdzenie, czy nie doszło do kradzieży książek przez osobę wskazaną przez Policję.".

Przeciętny obywatel, który nie jest częstym czytelnikiem takich bibliotek jak BUW, może sobie pomyśleć, że w XXI wieku, w erze powszechnej komputeryzacji, wydobycie z systemu rejestru historii wypożyczeń wybranego czytelnika, nie powinno stanowić kłopotu. Niestety, mam powody przypuszczać, że tak nie jest. W jednej z największych i najważniejszych polskich bibliotek dowiedziałem się kiedyś, że rewersy nie są archiwizowane. A to oznacza, że nie da się odtworzyć kto i kiedy wypożyczył daną jednostkę biblioteczną (być może na przeszkodzie jest też RODO lub inne przepisy - tego nie wiem). Podejrzewam, że w systemach w BUW-ie da się taką informację wydobyć, ale nie jest ona dostępna "od ręki", lecz wymaga nakładu pracy. Rekomendacja policji mogłaby do takiej pracy zmotywować. Czy policja zwróciła się do BUW-u o rejestr materiałów wypożyczonych przez owego czytelnika? Czy policja zasugerowała BUW-owi sprawdzenie zbiorów z autopsji, skoro znała metodę kradzieży w Łotwie? (Metodę polegającą na podkładaniu atrap). Jeśli odpowiedź na te pytania brzmi "nie", to nie rozumiem dlaczego.

Chcę wyrazić, że to, co w ocenie pana rektora było "podstawową czynnością", czyli "sprawdzenie, czy nie doszło do kradzieży książek przez osobę wskazaną przez Policję", wcale może nie być takie proste, jakie mogłoby się wydawać. Owszem, powinno być proste i systemy powinny umożliwiać łatwe wydobycie takiej informacji (implementacja każdej funkcji w systemie zapewne kosztuje). To jedna z lekcji dla BUW-u i wszystkich innych bibliotek w Polsce. Uważam, że taką funkcjonalność w systemach powinna rekomendować Biblioteka Narodowa i być na to szczególnie czujna. Ale czy w samej Bibliotece Narodowej można bez trudu uzyskać historię wypożyczeń konkretnego czytelnika? Ja, z pozycji użytkownika, obecnie nie widzę takiej możliwości, abym mógł zobaczyć swoją historię wypożyczeń. Jeśli okazałoby się, że nawet w Bibliotece Narodowej nie jest możliwe odtworzenie historii wypożyczeń jednego czytelnika, to obwinianie za to dyrekcji BUW-u tym bardziej słabnie, a jeśli nawet ją za to obwiniać, to można to zaniedbanie przypisać zapewne również poprzednim dyrektorom.

4. Czas wykrycia kradzieży

Pan rektor czyni zarzut pani dyrektor z tego, że kradzież wykryto dopiero po 10 miesiącach. To bardzo szybko! Z mojej wiedzy, jaką nabyłem na skutek różnych zainteresowań badawczych, wynika, że zazwyczaj jest tak, że bibliotekarze / archiwiści / muzealnicy po prostu stwierdzają brak jakiegoś obiektu i nawet trudno jest ustalić kiedy on mógł zaginąć, czy niedawno, czy całe lata temu. (Do tego dochodzi jeszcze podejrzenie, że jak czegoś nie ma, to być może przepadło w czasie wojny - to wyjaśnienie, które, mam wrażenie, jest łatwym zwolnieniem się od poddania sprawy szczegółowym analizom).

Zachęcam, aby pan rektor zapoznał się ze sprawą zaginięcia dwóch rękopisów Karola Darwina z biblioteki Uniwersytetu Cambridge.

"Zaginięcie rękopisów Darwina odnotowane zostało w 2001 r., ale w tamtym czasie pracownicy biblioteki sądzili, że mogły zostać źle ułożone na półce. Przeprowadzono szeroko zakrojone poszukiwania w bibliotece, w której znajduje się około 10 mln książek, map, rękopisów i innych przedmiotów i dopiero w październiku 2020 r. zgłoszono ich kradzież do policji Cambridgeshire."

Źródło (dostęp 04.11.2023r.):
http://strefahistorii.pl/article/7370-zaginiony-rekopis-karola-darwina-wrocil-do-biblioteki

Kradzież rękopisów Darwina zgłoszono 19 lat po stwierdzeniu ich braku. A to przecież obiekty znacznie cenniejsze niż XIX-wieczne druki.

Tak po prostu jest: ze względu na ogromną ilość zbiorów, taka jest natura działania tego typu instytucji jak biblioteki. Biblioteki prowadzą weryfikacje swoich zasobów z zapisami w katalogach (skontra) i przypuszczam, że na skutek takich weryfikacji stwierdzane są mniejsze lub większe straty i nie wszystkie są zgłaszane na policję. Przypomnę, co już napisałem: dr. Tomasz Makowski uniknął jednoznacznej odpowiedzi na temat kradzieży w Bibliotece Narodowej, pomimo, że był o to pytany przez dziennikarza dwukrotnie.

5. Kulturowy aspekt wartości ukradzionych druków

Każdy utwór niesie ze sobą wartość kulturową i to właśnie tę wartość chronią biblioteki. Czy ona została utracona? Tego nie wiemy, bo nie znamy listy ukradzionych obiektów. Jeśli ukradziono druki, których jedyne egzemplarze na świecie były przechowywane w BUW-ie, to owszem, wówczas niestety odnieśliśmy istotną stratę. Jeśli zaś są to druki dostępne w innych bibliotekach, to światowe dziedzictwo kulturowe nie ucierpiało zanadto. Pan rektor podkreśla wartość kulturową, jednak w to, co o niej napisał, możemy mu tylko uwierzyć na słowo, bo nie przedstawił żadnych konkretów - przede wszystkim, nie przedstawił listy ukradzionych druków. Wymienił jedynie - bliżej nieokreślony - pierwodruk utworów Puszkina. Zajrzałem do internetowego katalogu Biblioteki Narodowej i znalazłem w nim szereg druków utworów Puszkina wydanych w latach jego życia. Są nawet już zdigitalizowane i dostępne w serwisie Polona2.pl. Oto przykłady:
https://polona2.pl/item/evgeni-ij-onegin-roman-v-stihah,MTQ4MTEyMDgz/8/#info:metadata
https://polona2.pl/item/poltava-socinenie,MTMxNjcyOTE4/4/#info:metadata

Dotychczasowe wyjaśnienia rektora nie wskazują więc na to, że odnieśliśmy tak znaczne straty niematerialne, jak to opisał.

6. Ekonomiczny aspekt wartości ukradzionych druków

Pan rektor napisał także o wysokiej wartości ekonomicznej skradzionych druków i o tym, że wycena pani dyrektor była znacznie niższa. Proszę się zastanowić: czy BUW przechowywał te druki, aby chronić ich wartość kulturową, czy ekonomiczną? Jeśli kulturową, to powoływanie się tu na wartość ekonomiczną uważam za nieporozumienie, bo spieniężenie tych druków przez BUW nie wchodziłoby przecież w grę. A jeśli ekonomiczną, to oznaczałoby, że BUW dopuszcza możliwość ich sprzedaży. Wówczas faktycznie, skoro druki osiągają wysokie notowania na aukcjach, to należałoby je przechowywać pewnie najlepiej w kasach pancernych, a także... nie udostępniać czytelnikom. No bo po co narażać składnik majątku UW na uszczuplenie?

Zakładam jednak, że rolą bibliotek jest ochrona zbiorów ze względu na ich wartość kulturową, a bez względu na wartość ekonomiczną. W ustawie o bibliotekach nie ma mowy o wartości ekonomicznej zbiorów. Toteż wysokość "strat" wyrażona w jednostkach pieniężnych nie powinna mieć wpływu na ocenę tego, co się stało. Aukcje rządzą się swoimi prawami i bywa, że podejmowane na nich decyzje są zupełnie nieoczekiwane. Dany przedmiot dla każdego człowieka z osobna może mieć zupełnie inną wartość. Dla mnie, gazeta z nekrologiem mojego pradziadka jest znacznie cenniejsza niż pierwodruk utworów Puszkina. To, że jakiś milioner ma kaprys wydać mnóstwo pieniędzy na taką czy inną rzecz, nie powinno być racjonalną miarą oceny tego, co się wydarzyło. Tym bardziej, że w niniejszej sprawie chodzi o międzynarodową grupę przestępczą, więc nie wiadomo, czy np. nie miało tu miejsce pranie brudnych pieniędzy (i przez to zawyżenie wartości owych druków).

7. Ustawowy aspekt wartości ukradzionych druków

Wreszcie, istotny jest także aspekt ustawowy. Ustawa o bibliotekach, a także ustawa o narodowym zasobie archiwalnym i archiwach, mówią o tym, że istotną wartość mają przede wszystkim te zbiory, które dotyczą naszego dziedzictwa narodowego. Podkreślam: NARODOWEGO. Czyli polskiego. Ustawy te nie skupiają się na wartościach zbiorów istotnych dla innych narodów ani nawet na wartościach zbiorów o charakterze ponadnarodowym (co być może należałoby ocenić jako poważną lukę w tych ustawach). W ustawach wyraźnie jest mowa o NARODOWYM zasobie bibliotecznym oraz o NARODOWYM zasobie archiwalnym.
O skradzionych drukach wiemy niewiele. Wiemy, że były rosyjskojęzyczne i czas ich wydania to XIX wiek. Czy zostałyby zakwalifikowane do NARODOWEGO zasobu bibliotecznego i do NARODOWEGO zasobu archiwalnego? Mam wątpliwości. Rozpatruję takie możliwości: A, B i C.

A) Jeśli zostałyby zakwalifikowane do narodowego zasobu bibliotecznego, to dlaczego BUW-u nie ma na wykazie bibliotek posiadających narodowy zasób biblioteczny (NZB)? Dyrektor Tomasz Makowski, w wywiadzie, ubolewał, że BUW nie przystąpił do NZB, bo wtedy zbiory podlegałyby lepszemu nadzorowi. Ale czy wniosek o przystąpienie był niezbędny ze strony BUW-u? Zajrzałem do ustawy o bibliotekach (art. 6) i do rozporządzenia i nie dostrzegam nigdzie przepisu, który mówiłby, że Minister Kultury może na wykazie umieścić tylko te biblioteki, które o to wnioskowały. Znajduję natomiast przepis, który mówi, że za wykaz jest odpowiedzialny Minister (art. 6 ust. 3). Dlaczego więc Minister nie umieścił BUW-u na wykazie, skoro BUW posiada narodowy zasób biblioteczny? Skoro Minister tego nie zrobił, to - z punktu widzenia prawnego - należy przyjąć, że BUW nie posiada zbiorów należących do NZB. Dlaczego pan dyrektor Tomasz Makowski nie ubolewa, że to Minister Kultury nie umieścił BUW-u na wykazie?

B) I dlaczego Naczelny Dyrektor Archiwów Państwowych, zobowiązany do nadzoru nad niepaństwowym zasobem archiwalnym, nie interesuje się zbiorami BUW-u? W przypadku NDAP akurat wiem, że uważa on, że nie ma instrumentów prawnych do takiego nadzoru. (Skutkuje to np. tym, że zbiory w archiwach parafialnych mogą być niedostępne, a i okradane. Tym, którzy chętnie oburzają się na panią dyrektor, polecam zainteresować się bliżej tym tematem: tam jest naprawdę wiele powodów do oburzania się). Gdyby NDAP poważnie traktował obowiązek nadzoru niepaństwowego zasobu archiwalnego, to nadzorowałby także BUW.

C) Jeśli zaś ukradzione zbiory nie zostałyby zakwalifikowane ani do NARODOWEGO zasobu bibliotecznego, ani do NARODOWEGO zasobu archiwalnego, to znaczy, że nie wymagały szczególnego nadzoru.

8. Wyodrębniona czytelnia na zbiory XIX wieku

Pan rektor uważa, że przeniesienie Czytelni Zbiorów XIX-wiecznych do Czytelni Ogólnej spowodowało "liczne negatywne skutki w zakresie nadzoru nad zbiorami". Jakie są te negatywne skutki? Pan rektor ich nie wyliczył. Taki zarzut, to żaden argument.

Jakie mamy podstawy sądzić, że istnienie osobnej czytelni na zbiory XIX wieku zapobiegłoby tej kradzieży? Czy w Łotwie druki ukradziono ze zwykłej czy z szczególnie chronionej czytelni? Czy pan rektor ma tę wiedzę? A, jeśli ma, to czy decyzję o dyscyplinarnym zwolnieniu dyrekcji BUW-u podjął już po powzięciu tej wiedzy?

Wyodrębnienie osobnej czytelni dla zbiorów z XIX wieku nie jest rozwiązaniem powszechnie stosowanym w bibliotekach. Skoro pan rektor powołał specjalną komisję do zbadania okoliczności kradzieży zbiorów w BUW-ie, to zachęcam, aby ta komisja zbadała także z czego wynikało utworzenie tej czytelni w 2018 roku. Jakie były źródła motywacji do takiej decyzji? Czyżby już wcześniej ginęły zbiory z XIX wieku, ale tego nie nagłaśniano?

Dr Tomasz Makowski, w ww. wywiadzie, wyraził, że nie rozumie decyzji połączenia w BUW-ie czytelni zbiorów XIX wieku z czytelnią ogólną. Natomiast nie powiedział tego, że w Bibliotece Narodowej zbiory z XIX wieku są udostępniane w tych samych czytelniach, co zbiory z wieków XX i XXI. Tak było od dawna i tak jest do dziś. Dziwię się zatem dlaczego pan dyrektor nie rozumie czegoś, co jest praktykowane w bibliotece, którą sam zarządza. Mało tego! W Bibliotece Narodowej całkiem niedawno połączono czytelnię rękopisów i starodruków z czytelnią, w której wypożyczane są też książki z XX i XXI wieku. Nikt nie musi mi wierzyć na słowo. Wystarczy zajrzeć do regulaminu. Do niniejszego wystąpienia załączam fragment z Regulaminu Korzystania z Biblioteki Narodowej wraz z komentarzem. Treść regulaminu pobrałem ze strony Biblioteki Narodowej:
https://www.bn.org.pl/o-nas/regulaminy
Rękopisy i starodruki to przecież obiekty znacznie cenniejsze niż druki z XIX wieku. (Rękopisy czytelnik otrzymuje przy innej ladzie, ale w ramach jednej obszernej czytelni). I warto tu dodać, że Biblioteka Narodowa nie udostępnia w Polonie ani wszystkich swoich zbiorów z XIX wieku, ani wszystkich rękopisów, ani wszystkich starodruków. To, czego nie zdigitalizowano, jest przecież udostępniane w czytelniach.

Jakże można czynić zarzut BUW-owi z powodu połączenia czytelni dla zbiorów z XIX wieku z czytelnią ogólną, skoro taki przykład daje centralna biblioteka naszego państwa!?

Z punktu widzenia czytelnika, im bardziej zbiory są podzielone na wiele czytelń, tym gorzej, bo tym mniejszy jest komfort pracy, szczególnie, jeśli czytelnie działają w różnych godzinach. Toteż decyzję o połączeniu czytelń w BUW-ie oceniałem dobrze, tym bardziej, że pod tym względem podobnie jest w Bibliotece Narodowej, centralnej bibliotece naszego państwa.

9. Nieostrożność rektora UW

Pan rektor napisał: "Dodatkowo, do władz rektorskich docierają głosy od pracowników BUW o zastraszaniu ich w celu nieprzekazywania informacji dotyczących sprawy do władz rektorskich.". Tak niejasna informacja od rektora UW przedstawia BUW jako patologiczne miejsce pracy i godzi w jego wizerunek. Kto pracowników zastrasza i dlaczego? Kierownictwo? Złodzieje? Jeśli pan rektor nie mógł niczego konkretnego udowodnić przed opinią publiczną, to lepiej, aby o tym nie pisał. Lepiej, aby ten problem rozwiązał.

10. Szkodliwość decyzji rektora UW

Nie znam zwolnionej pani dyrektor ani prywatnie, ani służbowo, ani nie poznałem korzystając z biblioteki. A ze zwolnioną panią wicedyrektor miałem styczność tylko taką, że dostałem odpowiedź na maila w 2019 roku. W ocenie sprawy kradzieży w BUW-ie, kieruję się przede wszystkim swoimi obserwacjami na przestrzeni ostatnich kilku lat, gdy zająłem się pisaniem artykułów o tematyce historycznej. Widziałem różne nieprawidłowości w bibliotekach, archiwach oraz muzeach. W tej sprawie, bezpośrednim sprawcą zła jest złodziej. Już sam fakt kradzieży jest demoralizujący. Jednak demoralizujący jest także brak zaufania, jaki wykazał pan rektor wobec pani dyrektor, która podjęła działania zaraz po wykryciu kradzieży. Uważam to za decyzję szkodliwą dla całego środowiska bibliotekarskiego. Jak już pisałem, obawiam się, że niestety w bibliotekach jest praktyka, aby nie mówić głośno o zaginionych zbiorach, a taka decyzja rektora UW, tylko w tej złej praktyce utwierdza.

Proszę sobie wyobrazić, że pan rektor wdraża nowe procedury nadzoru, powołuje nową dyrekcję BUW-u, a po pewnym czasie - np. po kilku latach - dochodzi do kolejnych kradzieży. Pracownicy wykrywają je i informują o tym kierownictwo. Jak zachowa się nowy dyrektor BUW? Czy powiadomi policję i rektora? Jeśli powiadomi, to może to być koniec jego urzędowania. Wszak wykazał się "brakiem sprawowania odpowiedniego nadzoru nad zbiorami BUW" i grozi mu za to zwolnienie dyscyplinarne. Dyrektor BUW-u nie miałby żadnego interesu w nagłaśnianiu kradzieży, a wręcz przeciwnie, w jego interesie byłoby wszelkie takie sprawy wyciszać.

Proszę zauważyć, że dowiedzieliśmy się z mediów o tej kradzieży dzięki temu, że wykryli ją pracownicy BUW-u. To przecież dobrze świadczy o BUW-ie! Czy w innych bibliotekach procedury bezpieczeństwa są tak znakomite, że dowiadujemy się z mediów o pochwyceniu złodziei już na próbie kradzieży? Nie przypominam sobie.

11. Zakończenie

Każda udana kradzież świadczy o tym, że coś zawiodło w systemie bezpieczeństwa. Ale czy każda udana kradzież powinna zawsze wiązać się z najwyższym wymiarem kary dla tego, kto zawiódł? Uważam, że nie. Najważniejsze jest wyciągnięcie wniosków i podjęcie działań zaradczych.

Nie wiem co rozstrzygnie sąd. Mam obawy o to, że zarówno sędziowie jak i adwokaci, to osoby, które nie jeżdżą na wizyty do bibliotek, aby przeprowadzać kwerendy, i które nie rozumieją natury działania bibliotek ani z punktu widzenia bibliotekarzy, ani z punktu widzenia badaczy. A wierzę, że znajomość tych punktów widzenia pozwoliłaby osądzić sprawę uczciwiej.

Mam nadzieję, że z tej całej historii wyciągną wnioski nie tylko władze BUW-u i środowisko bibliotekarskie, ale także władze państwowe. Dyrektor Biblioteki Narodowej zdaje się widzieć zaniedbania tylko po stronie BUW-u. Zachęcam, aby – jako dyrektor centralnej biblioteki naszego państwa – dostrzegł problem w znacznie szerszym kontekście. Jak wyżej pisałem, Minister Kultury nie objął BUW-u szczególnym nadzorem, bo nie zamieścił BUW-u na wykazie bibliotek posiadających narodowy zasób biblioteczny, a Naczelny Dyrektor Archiwów Państwowych od lat nie realizuje ustawowego obowiązku nadzoru nad niepaństwowymi zasobami archiwalnymi. To także powinno się zmienić.

Jeśli ktoś uważa, że warto to moje wystąpienie opublikować jeszcze w innym miejscu, to proszę publikować.

Dziękuję za uwagę.