Przejdź do głównej zawartości

Kradzież w BUW-ie (2)

O kradzieży w BUW-ie po raz drugi...

[Wpis pierwotnie opublikowany na Facebooku 13 listopada 2023 r.]
Michał Gajzler - Bardzo dziękuję wszystkim z Państwa za... | Facebook

Bardzo dziękuję wszystkim z Państwa za zainteresowanie moim wystąpieniem z 8 listopada 2023 r., w sprawie kradzieży w BUW-ie. Dziękuję za udostępnianie go i za wszystkie wyrazy uznania. Skala zainteresowania przekroczyła moje oczekiwania. Cieszę się, że napisałem tekst, który uznali Państwo za ważny.

Minęło już kilka dni, a w międzyczasie pojawiły się nowe informacje, toteż chcę niektóre z nich omówić. Będę kontynuował numerację wątków od poprzedniego wystąpienia. Pierwsze dwa mają charakter "otwartych wniosków": do mediów i do komisji badającej sprawę kradzieży w BUW-ie.

Dla tych z Państwa, którzy nie znają mojego poprzedniego tekstu o kradzieży w BUW-ie, podaję link:
https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=pfbid0JfKKhUZYkvjgEpQGJVtsQ2PHQx6oQYR3t4DoAVKXgiuUD224sBuJm4o9MEVBQK2Ul&id=100008379961752

12. Wnioskuję o przedstawienie szczegółowej chronologii wydarzeń

Jako obywatel, czytelnik, badacz, wyrażam tu oczekiwanie, że opinia publiczna zostanie poinformowana o dokładnej chronologii wydarzeń co do kradzieży w BUW-ie. Dotychczasowe informacje prezentowane w mediach są niekompletne, a nawet wydają się sprzeczne. Omawiam tę kwestię dokładnie dalej, szczególnie w punkcie nr 14 (podpunkt A). Zwłaszcza do redaktorów apeluję o dociekliwość.

Prof. Hieronim Grala napisał u siebie na Facebooku 9 listopada 2023 r., że przez niektóre osoby "historia relacjonowana jest bez poszanowania prawdy, w sposób wybiórczy, a nierzadko - zgoła podkoloryzowany w interesie "naszej prawdy"". Prawda jest jedna. Wobec tego, by nikt nie koloryzował i nie przedstawiał wydarzeń wybiórczo, apeluję o pełne i transparentne przedstawienie chronologii zdarzeń, a nawet dokumentów (zanonimizowanych, jeśli trzeba) potwierdzających każde z tych zdarzeń.

13. Wnioskuję o opublikowanie listy ukradzionych druków, wraz z ich parametrami, i sukcesywne jej aktualizowanie lub o wyjaśnienie opinii publicznej dlaczego dobro śledztwa wymaga nieujawniania tych informacji


Pani dr hab. Jolanta Talbierska obecnie pełniąca obowiązki dyrektora BUW udzieliła wywiadu dla RMF24.
Źródło (wtorek, 7 listopada):
https://www.rmf24.pl/regiony/warszawa/news-atrapy-rosjanie-i-skradzione-ksiegi-sledztwo-w-bibliotece-uw,nId,7134326

Redaktor zapytał (czas od: -8:15):
"Jakie najcenniejsze woluminy zniknęły? Czego najbardziej pani żałuje?"
Fragment odpowiedzi pani p.o. dyrektora BUW:
"Powiem tak. Mogę powiedzieć ogólnie, ponieważ w tej chwili, ze względu na dobro postępowania przygotowawczego i zgłoszenie sprawy prokuraturze, nie możemy ujawniać detali. (...)"

Nie rozumiem dlaczego lista już stwierdzonych ok. 80 ukradzionych druków nie została ujawniona. Po kradzieży w Łotwie, już co najmniej po tygodniu podano do publicznej wiadomości tytuły, nazwiska autorów i daty wydań. Tak wynika z tego komunikatu:
https://eng.lsm.lv/article/society/crime/book-thief-runs-off-with-pushkin-from-latvian-national-library.a454464/

Jakie mogą być możliwe przyczyny tego, że takie działanie szkodziłoby "dobru postępowania przygotowawczego"? Jestem ciekawy, bo podejrzewam, że różni antykwariusze, kolekcjonerzy i zbieracze wzmogliby czujność, skorzystali ze swoich doświadczeń, wiedzy i możliwości, aby choć część tych druków znaleźć.

14. Wersja wydarzeń prof. Hieronima Grali

Prof. Hieronim Grala, jeden z członków komisji powołanej do zbadania sprawy kradzieży w BUW-ie, udzielił wywiadu dla Polskiego Radia 24, w programie "Spojrzenie na Wschód" (data: 8 listopada 2023 r.).
https://polskieradio24.pl/130/5555/Artykul/3277037,kradziez-rosyjskich-ksiazek-z-biblioteki-uw-rozmowa-z-prof-hieronimem-grala
Nagranie jest także na YouTube - podaję ten link, bo z niego korzystałem, aby przypisać do cytatów od której minuty i sekundy zaczyna się dana wypowiedź:
https://www.youtube.com/watch?v=0HCkWjSM5BU

Ta wypowiedź profesora wnosi nowe informacje, nieznane mi z innych przekazów medialnych (czas od: 14:31):
"Pierwszy sygnał był z listopada-grudnia ubiegłego roku właśnie kiedy okradziona Biblioteka Narodowa w Rydze, przez polską policję, zadała pytanie czy taki-a-taki się u nas nie pojawiał i czy nie wypożyczał. No i wtedy się okazuje, że taki-a-taki iks-igrek u nas był, wypożyczył tyle-a-tyle książek, sprawdzamy, że był, wiemy co pożyczył i powstaje meldunek dla zwierzchności, który przekazujemy policji, że wszystko jest na miejscu, nic nie zginęło."

A) Wątek nr 1: Kto do kogo się zwracał, kiedy i po co?

Pan rektor UW - posługujący się notatką pani dyrektor BUW - napisał, że policja łotewska zwróciła się do policji polskiej, a policja polska zwróciła się do BUW-u. Prof. Grala zaś powiedział, że "Biblioteka Narodowa w Rydze, przez polską policję, zadała pytanie". Te dwie wersje wyglądają na sprzeczne. Nie zakładam tu niczyjej złej woli. Po prostu sformułowania nie są dokładne i tak naprawdę nie wiadomo kto, do kogo i po co się zwracał. Piszę o tym, bo uważam, że ten aspekt sprawy jest naprawdę ważny w jej ocenie, a opinia publiczna nie dostała go w jasnej, łatwej i precyzyjnej formie. Mnożą się tu pytania. Nie rozumiem sformułowania "przez polską policję". Czyli bez pośrednictwa policji łotewskiej? I dlaczego BN w Rydze zwróciła się z pytaniem za pośrednictwem policji, a nie bezpośrednio do BUW-u? I czy w ogóle rzeczywiście tak było, że to BN w Rydze była inicjatorem pytania BUW o cokolwiek? Z innych informacji medialnych tak nie wynika. I dlaczego to BN w Rydze była inicjatorką, a nie policja?

Pan rektor napisał: "Z notatki sporządzonej przez Dyrektor BUW wynika, że Komenda Główna Policji wskazała nazwisko posiadacza karty bibliotecznej i poprosiła o udostępnienie przez BUW wszelkich danych dot. tej osoby.". A oto, co napisał redaktor Witold Jurasz w tekście z 12 listopada 2023 r. pt. "Kradzież w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego. Trop prowadzi do Rosji" na Onet.pl: "Jeszcze bardziej niepokoi fakt, że o kradzieżach rosyjskojęzycznych książek władze Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego wiedziały już w grudniu 2022 r., gdy do UW trafiła informacja na ten temat od polskiej policji, która współpracowała z policją łotewską po tym, gdy okradziony został uniwersytet w Rydze.". Proszę zwrócić uwagę na ten fragment: "(...) gdy do UW trafiła informacja na ten temat od polskiej policji (...)". Napisano "UW", a nie "BUW". No to mamy już co najmniej trzy wersje. Pan rektor, cytując notatkę pani dyrektor, napisał: "W grudniu 2022 r. otrzymaliśmy informację, że (...)". My otrzymaliśmy, czyli kto? My, BUW? Czy my, UW? Czy polska policja zwróciła się do Uniwersytetu Warszawskiego, czy bezpośrednio do BUW-u? Jeśli do UW, to dlaczego? Czy dlatego, że miała też inne pytania w tej sprawie, nie tylko do BUW-u? A czy odpowiedź BUW-u dla policji przekazano za pośrednictwem UW, czy tylko do wiadomości UW? Bardzo to wszystko niejasne.

B) Wątek 2: BUW jednak sporządził rejestr wypożyczeń

Przypomnę wersję rektora UW:
"Z wyjaśnień p. Dyrektor wynika wniosek, że w grudniu 2022 r. nie dokonano nawet podstawowej czynności, jaką powinno być sprawdzenie, czy nie doszło do kradzieży książek przez osobę wskazaną przez Policję.".

Ograniczę się do ocenienia tego komunikatu tak, jak pan rektor UW ocenił oświadczenie zwolnionej pani dyrektor: komunikat rektora UW nie przedstawia wszystkich istotnych faktów w przedmiotowej sprawie. Wersja prof. Grali uzupełnia ten komunikat i to w sposób naprawdę znaczący. Opinia publiczna dowiedziała się, że sporządzono rejestr druków wypożyczonych przez osobę, o którą pytała policja. A zatem, w tym zakresie, nie doszło do zaniedbania po stronie BUW-u. (Ja się obawiałem, że doszło i pisałem o tym w moim poprzednim tekście, w punkcie nr 3). Kolejne różnice między wersjami profesora i rektora omówiłem dalej.

C) Wątek 3: Czy rektorat wiedział o wystąpieniu policji już od grudnia 2022 roku?

Istotne jest także to: kim jest "zwierzchność", o której wspomniał prof. Grala? Chodzi o dyrekcję BUW-u czy o rektorat? Prof. Grala mówił w wywiadzie, że to "chichot historii", że 22 grudnia 2022 roku powstał meldunek i tego samego dnia jeden z druków sprzedano w Moskwie (czas od: 15:06). Czyli "zwierzchność" wiedziała o wystąpieniu policji do BUW-u co najmniej od grudnia 2022 roku. Jeśli "zwierzchnością" był rektorat, to jaka była jego reakcja? Co robił z tą informacją przez ten cały czas, do 16 października 2023 roku? Czy opinia publiczna dowie się o tym? Przypominam, co napisał redaktor Witold Jurasz: "(...) gdy do UW trafiła informacja na ten temat od polskiej policji (...)". Zatem niewykluczone, że "zwierzchność" to właśnie rektorat.

D) Wątek 4: Czy dokonano "podstawowej czynności"?

Prof. Grala powiedział także to (czas od: 17:45):
"Ja do dzisiaj nie rozumiem jak to jest możliwe, że raportujemy, że książka stoi w magazynie, skoro w tym samym czasie jest sprzedana w Moskwie (...)"

Przypuszczam, że odpowiedzi na to udziela sam pan profesor, m.in. w tej wypowiedzi (czas od: 13:08):
"Jeszcze co do techniki. Są dwie fale. Pierwsza fala jest znakomicie przygotowana. Atrapy są wysokiej jakości. Druga fala... No myślę, że złodzieje padli ofiarą swojego sukcesu i widząc jakie się przed nim otwierają przestworza zarobku zaczęli już upychać na miejscu ukradzionych książek co się dało. To jest znacznie gorzej przygotowane atrapy. I też nie zostało to zauważone i wyłapane."

A tak profesor powiedział o pracowniku, który sprawdzał zbiory (czas od: 18:00):
"Pewnie zerknął na grzbiet i uznał, że: tak, jest."

Jak rozumiem, ta "pierwsza fala" dotyczyła pierwszych kradzieży, jeszcze z 2022 roku. Zatem pracownik, który ewentualnie sprawdzałby zbiory w magazynie, zobaczyłby atrapę "znakomicie przygotowaną" i "wysokiej jakości". Nic więc dziwnego, że taka atrapa mogła go wprowadzić w błąd.

Redaktor Wojciech Karpieszuk, w tekście "Zuchwała kradzież w BUW. Była dyrektorka biblioteki: "Zapłaciliśmy ogromną cenę za naszą otwartość"" z 3 listopada 2023 r. ("Gazeta Wyborcza"), napisał, że z nieoficjalnych informacji redakcja dowiedziała się, że złodziej "miał przygotowane bardzo dobre kopie skradzionych woluminów", a "Bibliotekarz nie zorientował się w fałszerstwie.". Wersja prof. Hieronima Grali jest zbieżna z tymi nieoficjalnymi informacjami.

Bardzo ważne jest tu to, że prof. Grala dopuszcza możliwość, że zbiory weryfikowano w magazynie, choć zweryfikowano je niedostatecznie. Jest to naprawdę istotne, bo z lakonicznego komunikatu rektora UW wynikało, że zbiorów w ogóle nie sprawdzono. Zatem to, że "nie dokonano nawet podstawowej czynności" nie jest wcale pewne. A pan rektor UW napisał tak, jakby to było pewne. Czym innym jest nie zrobić czegoś wcale, a czym innym jest zrobić coś nieskutecznie.

E) Podsumowanie wersji prof. Hieronima Grali

Co zawiodło od momentu otrzymania pytania od policji, do momentu wystosowania odpowiedzi z nieprawdziwą informacją o zbiorach? To wymaga wyjaśnienia. Możliwości są liczne. Jakby nie było, trudno zgodzić się z poglądem, że to dyrekcja miałaby osobiście zejść do magazynu i sprawdzić zbiory. Od tego są pracownicy. Nie widzę więc powodu, aby obwiniać dyrekcję. Byłby powód obwiniać dyrekcję, gdyby pytania policji całkowicie zbagatelizowano i w ogóle nie zlecono weryfikacji zbiorów.

To bardzo dobrze, że prof. Grala myśli niezależnie od rektora UW i panowie nie uzgadniają spójnej wersji. Jednak różnice i nieścisłości między obiema wersjami nasuwają wątpliwości. A skoro są takie wątpliwości, które powstają na skutek tego, że ustalenia członka komisji badającej sprawę zaczynają kłócić się z wersją przedstawioną przez rektora UW, to znaczy, że w momencie podejmowania decyzji o zwolnieniach sprawa nie była jeszcze dostatecznie zbadana. Z kolei, skoro sprawa nie była wtedy jeszcze dostatecznie zbadana, to słuszność decyzji o zwolnieniach dyscyplinarnych staje się tym bardziej wątpliwa.

15. Brak informacji w polskich mediach o kradzieżach w Łotwie i Estonii sprzed 16 października 2023 roku

Zajrzałem do Google korzystając z filtrów na daty i nie znalazłem żadnych informacji w języku polskim o podobnych kradzieżach w Łotwie i Estonii, datowanych przed 16 października 2023 roku. Są w języku angielskim. Ich liczba nie przytłacza. Piszę o tym, bo uważam, że wymaganie, aby bibliotekarze wiedzieli o tych zdarzeniach z mediów, jest wymaganiem przesadzonym. Oceniam, że szanse na natrafienie na te wiadomości nie były duże. Nie należy zakładać, że ludzka percepcja jest aż tak sprawna by, przy całym ogromie danych jaki jest w Internecie, takie informacje zauważyć, pamiętać, przypisać im należytą wagę i jeszcze w odpowiednim czasie z odpowiednimi faktami skojarzyć.

Natomiast to, czego dokładnie dowiedzieli się dyrekcja, kierownictwo i pracownicy BUW-u w listopadzie/grudniu 2022 roku, to trudno rozstrzygnąć na podstawie dotychczasowych doniesień i wymagałoby to zbadania. A to konieczne, aby ocenić czy zostali dostatecznie wyraźnie ostrzeżeni i czy mogli skutecznie zareagować.

16. O kompetencjach bibliotekarzy w zakresie wyceny materiałów bibliotecznych

Obawiam się, że niestety większość tego, co mogłem pozytywnego napisać o wypowiedziach prof. Grali, to już napisałem. Do jego pozostałych wypowiedzi mam przeważnie stosunek krytyczny lub sceptyczny.

W wywiadzie, gdy redaktor zapytał o wartość rynkową ukradzionych zbiorów, to prof. Hieronim Grala odpowiedział, że: "To jest pytanie natury podstawowej (...)" (czas od: 4:24). Następnie, tych, którzy za nisko wycenili ukradzione druki, nazwał "domorosłymi geniuszami" (czas od: 5:26). (Na swoim profilu na Facebooku użył też wobec pracowników BUW-u m.in. takich określeń jak beztroska i niekompetencja).

Zajrzałem na stronę internetową Wydziału Dziennikarstwa Informacji i Bibliologii UW, aby przejrzeć program studiów na kierunku Informacja Naukowa i Bibliotekoznawstwo. Wśród nazw przedmiotów szukałem takiego, który wskazywałby na wiedzę z zakresu rynku antykwarycznego i wyceny obiektów bibliotecznych. Nie znalazłem. Nie znalazłem nawet wśród przedmiotów fakultatywnych. Oto link do strony WDIiB UW. Może ktoś z Państwa znajdzie?
https://www.wdib.uw.edu.pl/studenci/studia-licencjackie/informacja-naukowa-i-bibliotekoznawstwo/stacjonarne/programy-studiow
Przeprowadziłem też zwykłą kwerendę w Google. Nigdzie nie znalazłem, aby do kompetencji bibliotekarzy należała znajomość rynku antykwarycznego i umiejętność wyceny obiektów bibliotecznych.
Znalazłem jedynie informacje o tym, że w jednostkach sektora finansów publicznych wycenia się zbiory biblioteczne po cenie nabycia lub szacuje się ich wartość komisyjnie. Nie namierzyłem jednak bliższych informacji o tym, jakie są praktyki lub procedury szacowania komisyjnego.

Dlaczego nic nie znalazłem? Może źle szukałem? A może bibliotekarze BUW-u podpisali zakres obowiązków, który uwzględniał wycenę obiektów bibliotecznych?

Po takim rezultacie poszukiwań, pozostaje mi uznać, że wszelkie zarzuty do bibliotekarzy BUW-u w zakresie wyceny ukradzionych druków są bezzasadne. To po prostu nie są ich kompetencje.

17. O ekonomicznym aspekcie wartości ukradzionych druków po raz drugi

Poglądy na temat ekonomicznej wartości ukradzionych zbiorów wyraziłem już w poprzedniej wypowiedzi (w punkcie nr 6). Jednak skoro prof. Hieronim Grala uważa tę kwestię za podstawową, to rozwinąłem ten temat.

Wartość druków, którą w poprzedniej wypowiedzi określiłem jako "wartość kulturową", jest stała w czasie i w przestrzeni. Dany druk jest faktem, powstał i był rozpowszechniany w określonej epoce, jest w określony sposób zbudowany, zawiera określone treści. Z tego wszystkiego można czerpać, wyciągać wnioski, czytać, obserwować, rozwijać się intelektualnie, kulturalnie, duchowo, itp. itd. Poza tym, że książka niszczeje ze starości i na skutek użytkowania, to wciąż spełnia te wszystkie swoje funkcje, niezależnie czy mamy rok 1823, 1923, 2023 czy 2123. I niezależnie kto i gdzie z niej korzysta, ma ją przed sobą taką samą.

Natomiast wartość ekonomiczna jest zmienna w czasie i w przestrzeni. To znaczy, że ta sama książka może mieć inną cenę w roku 2023 niż miała w 1923 czy 1823, a jeszcze inną może mieć w 2123. Może mieć inną cenę nawet z dnia na dzień. Ta sama książka może mieć zupełnie inną wartość ekonomiczną dla różnych ludzi, a nawet dla tego samego człowieka może mieć inną wartość dziś, a inną jutro. I inną cenę może mieć w Polsce, inną w USA, a inną w Rosji.

Rozumiem i przyjmuję argument, że warto szczególnie chronić książki, które mają wysoką wartość ekonomiczną, bo mogą kusić złodziei. Zastanówmy się jednak nad praktycznymi konsekwencjami wprowadzenia kryterium wartości ekonomicznej przy udostępnianiu zbiorów bibliotecznych. Ta wartość musiałaby stać się nowym parametrem w opisie każdego egzemplarza. I nie wystarczyłoby nadać tej wartości tylko jednokrotnie, ale należałoby ją aktualizować przynajmniej raz w roku. Należałoby też nadać inne parametry, które mają wpływ na cenę (np. stan zachowania). A ponieważ zbiorów jest bardzo, bardzo, bardzo dużo, to byłby z tym ogrom pracy. A może na bieżąco, gdy przyjdzie zamówienie od czytelnika, to bibliotekarz powinien zrobić rozeznanie na rynkach antykwarycznych, oszacować wartość i zdecydować czy druk udostępnić w czytelni ogólnej, czy w specjalnej? A jak do biblioteki przyjdzie cudzoziemiec, to należałoby sprawdzić też ceny w jego kraju? I nie ograniczajmy się do XIX wieku, bo przecież młodsze zbiory też mają swoją wartość ekonomiczną! Pierwsze wydanie komiksu "Tytus, Romek i A'Tomek" z 1966 roku na Allegro, w grudniu 2017 sprzedano za 3700,00 zł (aukcja nr 7091186919), a w styczniu 2023 roku za 2025,00 zł (aukcja nr 13128715497). To kwalifikuje się do czytelni specjalnej, czy jednak to za mało i powinno się udostępnić w ogólnej? A może w 2018 roku w specjalnej, a w 2023 już w ogólnej? Komiksów o Tytusie jest ponad 30. Komplet pierwszych wydań może mieć zupełnie inną wartość niż suma wartości poszczególnych części. To też należałoby brać pod uwagę, więc osobno należałoby wyceniać komplety. Ile byłby wart komplet pierwszych wydań komiksów o Tytusie? Jak to wycenić? (Obecnie, w Bibliotece Narodowej ten komiks to nie jest cimelium i można go wypożyczyć w czytelniach o charakterze ogólnym - sygn. 340.985).

Domyślam się, że niektórzy z Państwa mogą pomyśleć, że kpię sobie. Chcę uświadomić, że kierując się wartością ekonomiczną można napotkać liczne problemy natury czysto praktycznej i organizacyjnej w pracy biblioteki. Aby te problemy rozwiązać, musiałby do tego chyba powstać system informatyczny zintegrowany z serwisami antykwarycznymi i księgarskimi, by na bieżąco, automatycznie szacował ceny. A to nie jest rozwiązanie dostępne w najbliższej perspektywie czasowej.

Podsumowując: obwinianie bibliotekarzy o to, że nie zorientowali się, że takie czy inne druki osiągają wysokie ceny w kraju tamtym czy innym, jest po prostu absurdalne. Poza tym, że to nie należy do ich kompetencji, to w praktyce niemożliwa do spełnienia jest realizacja postulatu, aby znali bieżącą wartość ogromu zbiorów, którym się opiekują i dostosowywali środki ochrony adekwatnie do tej wartości.

18. Hierarchia wartości: druki czy ludzie?

Pan prof. Grala we wpisie na swoim profilu na Facebooku, z 9 listopada 2023 r., wyraził ubolewanie, że w dyskusji o kradzieży w BUW-ie dominuje krytykowanie decyzji rektora o zwolnieniu dyrekcji, a nie troska o utracone zbiory. Nie chcę tu cytować całej tej wypowiedzi, więc zachęcam do przeczytania jej.

Akceptuję, że dla prof. Grali te druki były bardzo ważne. I zgadzam się, że ich utrata to sprawa poważna i bulwersująca. Natomiast nie taką wyznaję hierarchię wartości, aby te druki były najważniejsze. Ważniejszy od nich jest drugi człowiek: jego życie, zdrowie, godność i dobre imię. Decyzja rektora UW o dyscyplinarnym zwolnieniu dyrekcji, podana do publicznej wiadomości, w tak szybkim czasie i bez dokładnego zbadania okoliczności, to zamach na te wartości. Być może pan prof. Grala tak tego nie postrzega, ale ja tak to właśnie odebrałem. Gdyby ta decyzja nie zapadła, to troska o utracone zbiory byłaby dziś na pierwszym miejscu. Może więc pan prof. Grala mieć słuszny żal do pana rektora o taki stan rzeczy.

Gdy pisałem swoje poprzednie wystąpienie, to rozważałem ryzyko jakie podejmuję: może być tak, że opowiem się za kimś, kto mnie rozczaruje, gdy zostaną ujawnione kolejne fakty. Ale: jeśli nie wystąpię, to być może nie wesprę kogoś, kogo wesprzeć mogę, a kto jest niewinny i na kogo wylewa się ogrom hejtu. Wolałem podjąć ryzyko popełnienia pomyłki niż być obojętnym na cudzą krzywdę. I - póki co - im więcej się dowiaduję o sprawie, tym to ryzyko, którego się obawiałem, wydaje mi się mniejsze. Te wartościowe informacje od prof. Grali, które cytowałem w punkcie 14, wyłowiłem z jego wywiadu przepełnionego opowieściami o tym, jakie te druki są cenne, a jacy bibliotekarze BUW-u niekompetentni. Naprawdę dziwi mnie, że dla profesora nauk humanistycznych ważniejsze są druki z XIX wieku niż dobre imię, godność, zdrowie i życie dwóch kobiet, a także ważniejsze niż inni pracownicy BUW-u, których nazywa bezmyślnymi i niekompetentnymi. Taka hierarchia wartości jest nie do przyjęcia.

19. Komisja, a otwartość umysłów jej członków

Wracam do wywiadu z panią dr hab. Jolantą Talbierską. Redaktor zapytał (czas od: -6:17):
"Powstaje pytanie: jak to jest możliwe? Jakich zabezpieczeń brakowało?"

Fragment wypowiedzi pani p.o. dyrektora:
"Nie wiem jak to jest możliwe. To wyjaśnia przede wszystkim komisja powołana przez władze Uniwersytetu. Komisja, która jest całkowicie zewnętrzna w stosunku do Biblioteki Uniwersyteckiej, ale w której są również eksperci tacy jak chociażby dyrektor Biblioteki Narodowej pan Tomasz Makowski. Jest również profesor Hieronim Grala z Wydziału Artes Liberales. Ta komisja w sposób całkowicie przejrzysty, jednoznaczny ma zająć się tutaj oceną wszelkich dowodów, czy też braku zabezpieczeń i wyda swoją opinię, jeżeli zapozna się zarówno z opiniami osób, które mogły mieć wiedzę w tym temacie, jak również z dokumentacją, którą musi przejrzeć. (...)"

Co powinno cechować członka zespołu takiej komisji? Jestem przekonany, że otwartość umysłu. Taka praca wymaga przeprowadzenia wielu przesłuchań, czytania dokumentacji, sprawdzania wiarygodności każdej informacji, podważania jej, badania, dociekania do źródeł, domagania się tych źródeł (czasami bardzo upartego), bo każde nowe źródło może rzucić nowe światło na sprawę. Można jednak także mieć wszystkie źródła przed sobą i wcale tego nowego światła nie dostrzec. Trzeba mieć otwarty umysł, aby to światło do niego wpadło. A otwarty umysł wiąże się z tym, że w obliczu źródeł i wynikających z nich faktów, jesteśmy skłonni zmienić dotychczasowe koncepcje na rzecz nowych. Jak w pasjonującym kryminale, gdy najpierw podejrzewamy jednych, aby potem skierować podejrzenia na drugich, następnie na trzecich, a potem ponownie na pierwszych, by na końcu stwierdzić z zaskoczeniem, że winien jest jeszcze ktoś inny. To jest cecha otwartego umysłu. A jak to światło już do niego wpadnie, to często trzeba niemal całą dokumentację przejrzeć od nowa, bo powzięte dawniej informacje mogą już inaczej wyglądać w tym nowym świetle.

Czy panowie dr. Tomasz Makowski i prof. Hieronim Grala mają taką otwartość umysłów? Czy będą mieli na tyle otwarte umysły, by w trakcie komisyjnych badań zmienić swoje postawy? Obaj w mediach już dość jasno wyrazili kogo obwiniają, a prace komisji jeszcze się nie zakończyły. Mam nadzieję, że pozostali członkowie komisji są bardziej profesjonalni. Sprawa jest poważna, więc liczę na nich.

20. Restrykcje a Konstytucja RP

Prof. Hieronim Grala, w ww. wywiadzie, na pytanie redaktora "Przychodzi taki złodziej do biblioteki i co?" odpowiedział: "Wyrabia sobie kartę za 20 zł, wypełnia ankietę, nie musi mieć żadnych listów rekomendacyjnych, jak niegdyś, żeby dostać na stół książki po kilkadziesiąt tysięcy euro." (czas od 10:18).

Art. 6 ust. 1 Konstytucji RP brzmi: "Rzeczpospolita Polska stwarza warunki upowszechniania i równego dostępu do dóbr kultury, będącej źródłem tożsamości narodu polskiego, jego trwania i rozwoju.".
Art. 73 Konstytucji RP brzmi: "Każdemu zapewnia się wolność twórczości artystycznej, badań naukowych oraz ogłaszania ich wyników, wolność nauczania, a także wolność korzystania z dóbr kultury.".
Art. 3 ust. 2 ustawy o bibliotekach brzmi: "Prawo korzystania z bibliotek ma charakter powszechny (...)".

Protestuję przeciwko wprowadzeniu wymogu listów rekomendacyjnych. Mam nadzieję, że tego typu pomysły nie są rozważane na poważnie. Wdrożenie takich rozwiązań ograniczyłoby wolność korzystania z dóbr kultury i badań naukowych takim osobom jak ja. Realizuję je bowiem pozazawodowo i poświęcam na nie swój wolny czas. Chcę je prowadzić swobodnie, niezależnie od tego, czy moje tematy ktoś wpływowy uzna za ważne czy nieważne. Rozumiem, że Uniwersytet Warszawski ma swoją autonomię, ale uważam, że państwo powinno tu interweniować i nie pozwolić, aby dostęp do zasobu bibliotecznego był ograniczany.

(Przy okazji, warto zauważyć, że Konstytucja RP mówi o powszechnym i równym dostępie do dóbr kultury będącej źródłem tożsamości narodu polskiego, a nie rosyjskiego ani żadnego innego).

21. Nowe procedury a digitalizacja nieprofesjonalna

Pani dr hab. Jolanta Talbierska powiedziała w wywiadzie (czas od: -3:35), że jedną z nowych procedur zabezpieczających będzie: "wprowadzenie obowiązku przeglądania przez osoby, które z magazynu przywożą zamówione druki, przed udostępnieniem czytelnikowi i ta sama procedura po zwrocie przez czytelnika".

Interesujące jest, jaka dokładność tego przeglądania będzie wymagana od pracowników. W punkcie 1 mojego poprzedniego tekstu, napisałem o możliwych nieporozumieniach między bibliotekarzami a czytelnikami, a także: "Zdolności percepcyjne człowieka są ograniczone i nie byłoby rozsądnie oczekiwać, że bibliotekarz wykaże się genialną pamięcią fotograficzną by zapamiętać, które ubytki już były w każdym wypożyczanym obiekcie, a których nie było.".

W dalszej części wywiadu, dowiadujemy się, że digitalizacja jest prowadzona, ale zbiorów jest tak dużo, że nieprędko całość będzie dostępna w bibliotece cyfrowej.

Podaję do namysłu następujące rozwiązanie. Sugeruję wdrożenie nowej usługi bibliotecznej polegającej na wykonaniu przez pracownika biblioteki służbowym smartfonem nieprofesjonalnej kopii cyfrowej, o standardzie jakości pozwalającym osiągnąć jedynie podstawową czytelność treści. Pracownik dostarczałby czytelnikowi taką kopię drogą elektroniczną, ew. umieszczał w przeznaczonym do tego celu repozytorium cyfrowym. Usługa dotyczyłaby wyłącznie materiałów bibliotecznych, które nie zostały zdigitalizowane profesjonalnie. Niezbędna byłaby konsultacja ze specjalistami od BHP, bo użycie smartfona w takiej sytuacji wymuszałoby nienaturalną pozycję ciała.

Sugeruję to rozwiązanie szczególnie wtedy, jeśli pracownik magazynu miałby przeglądać materiał bardzo dokładnie, strona po stronie. Uważam, że zdecydowanie lepiej by było, aby materiał przejrzał tylko raz i wykonał te "nieprofesjonalne" kopie cyfrowe, niż aby przeglądał ten sam materiał wielokrotnie. W przypadku badaczy, którzy potrzebowaliby dostępu do oryginału, pozostałaby procedura taka, jak opisała ją pani dr hab. Jolanta Talbierska. Przypuszczam jednak, że takich badaczy jest zdecydowanie mniej niż takich, którym zależy tylko na poznaniu treści.

Obecnie, zezwolenie czytelnikom na samodzielne robienie zdjęć materiałom bibliotecznym jest powszechne (istnieją wyjątki, które potwierdzają regułę). Ograniczenia są tylko dwa: nie wolno używać flesza, bo to szkodzi książkom, i aparat nie może wydawać dźwięku, aby nie przeszkadzać innym czytelnikom. Takie zdjęcia mógłby wykonać także pracownik biblioteki.

22. Zakończenie

Jeśli ktoś uważa, że warto to moje wystąpienie opublikować jeszcze w innym miejscu, to proszę publikować.

Dziękuję za uwagę.